BukBuk © 2024

Jerzy Pilch – literatura z „bab i chlania”

W „Portrecie młodej wenecjanki” Jerzy Pilch po raz kolejny robi literaturę z „bab i chlania”. Pisarz niestrudzenie poddaje literackiej obróbce własną biografię, by opowiedzieć historię, którą już opowiadał. Przy każdej książce Pilcha walczymy z pokusą, by postawić znak równości między autorem i jego bohaterami. Tym razem chyba nam wolno. „Portret młodej wenecjanki” jest miejscami bezwstydnie autobiograficzny: Pilch wprowadza wręcz na karty tej mikropowieści prawdziwe nazwisko swojej dawnej kochanki (podpisuje nim krótkie opowiadanie włączone do książki jako dowód jej talentu literackiego). Dotarła do niej autorka biografii Pilcha Katarzyna Kubisiowska, której zawdzięczamy relację uzupełnioną o te elementy ich związku, które Pilch starannie w nowej mikropowieści przemilcza. Chodzi oczywiście o alkoholizm pisarza. W opowieści młodszej od niego o 33 lata Atiny („porywającej Bałkanki”, jak pisze o niej Pilch w swoim „Dzienniku”) jest tym spośród jego wielu demonów, który będzie ostatecznie przyczyną jej odejścia. Po rozstaniu „Jurek nie miał dla mnie najmniejszego zrozumienia, nie znajdował dla mego odejścia wytłumaczenia, nie mógł mi go wybaczyć” – mówiła Kubisiowskiej Atina. Wtedy 21-letnia, wspomina burzliwą relację z Pilchem raczej jak przyspieszony kurs własnego dojrzewania, dziś pozbawiony większego znaczenia.
Co innego Pilch – nazywa ją wprost „kobietą życia”, a w rozdziale zatytułowanym „Kocham cię” wyznaje: „Mam wrażenie, że ostatnie lata zeszły mi na spazmatycznym powtarzaniu: „Kocham cię”. Chciałem ją kochać do zupełnej zatraty i chciałem, żeby wszyscy naszą zatratę widzieli. Dokładniej: chciałem ją mieć i chciałem, żeby wszyscy widzieli, że ją mam. Chciałem, by jej obecność przy mnie stała się – jakkolwiek to brzmi – moim znakiem rozpoznawczym”. I zdaje się, że nie ma w tych słowach tak charakterystycznej dla pisarza ironii. Jednak literacko wydestylowana z niewygodnych dla pisarza faktów opowieść o prawdziwej miłości („Kocham cię. Ja pierdolę, kocham cię! (…) Tęsknię za nią tak, jak musi tęsknić łowca za swym najcelniejszym strzałem i najcelniejszym trafieniem”) nie przekonuje. Pilch rozwodzi się głównie nad fizycznością Atiny i pożytkami z kopulacji. Erotomańska gawęda, w której melancholijnie, choć z domieszką satysfakcji dokonuje bilansu erotycznych doświadczeń, obnaża mimo woli to, co wprost znajdziemy w jego biografii.
Dziennik depresji, rejestr udręk ciała, prowadzone jakby na marginesie tej historii, nie są niczym oryginalnym nawet na tle twórczości pisarza. Pilch rozważa też zagadnienie śmierci i samobójstwa, zastanawiając się nad wyborem najdogodniejszej metody. To też już znamy. W „Moim pierwszym samobójstwie” pisał, że życie „możliwe jest tylko przez to, że przed jego udręką bronię się pisaniem”. Pisarza, „biegłego w sztuce rozpadu”, nie ocali z pewnością miłość: „kilkadziesiąt związków – wszystkie w zgliszczach”.
„Portret młodej wenecjanki” nie ma dawniejszego rozmachu objętości i styl też lekko zmizerniał, ale zdarzają się aforystyczne perełki: „Ostatni seks z poprzednią partnerką zawsze jest mizerniejszy od pierwszego z nową”. Kwestia gustu, czy bliższe wielkiej literaturze czy dowcipom Andrzeja Mleczki. Ale bywają też jawne nieporozumienia, jak wtedy gdy Pilch o kobietach pisze: „iluminacja ani inne trafne oświecenia nie są ich specjalnością”.
„Nie skarżę się, nie marudzę. Nie szykuję perfidnej, w istocie żałosnej zemsty. Nie ostrzę sztyletu. Próbuję zrozumieć. Próbuję zrozumieć, choć myślę, że rzeczy naruszających moją pychę nie zrozumiem nigdy” – pisze Pilch i akurat wtedy zaczynam mu wierzyć.

Piotr Gajdowski

Portret młodej wenecjanki
Jerzy Pilch
Wydawnictwo Literackie