BukBuk © 2024

Nie, Patrick Melrose to Benedict Cumberbatch!

przd_799x488

Człowiek, który „sprawia wrażenie kogoś, kto jest dość zaintrygowany i zarazem pod wrażeniem faktu, że wciąż żyje”

(a man who has the air of someone who is puzzled, and rather impressed, to find that he is not dead) – napisał Ian Parker w swoim eseju w New Yorkerze, poświęconym Edwardowi St Aubynowi, pisarzowi, autorowi między innymi cyklu powieściowego o Patricku Melrose i powieści „Dunbar”.
To piękne zdanie wyjątkowo trafnie oddaje także istotę książek Edwarda St Aubyna. Książek, w których ogromnie ważna jest transformacja negatywnych doświadczeń, praca nad sobą, postęp – choćby niewielki i trudny. Kluczowy wydaje mi się tytuł trzeciego tomu książek o Patricku Melrose – „Jakaś nadzieja”. Szczerze mówiąc, od czasu odkrycia przeze mnie książek Michela Houellebecqa i Johna Maxwella Coetzee’go żaden współczesny autor tak mnie nie poruszył. Cykl o Patricku Melrose (na podstawie którego powstał także świetny serial) dyskutowany jest z różnych stron. Najczęściej z tej najbardziej powierzchownej, czyli „skandale z brytyjskich wyższych sfer”: czy autor jest snobem i czy to prawda, że zawsze ubiera się w kaszmir i nigdy nie miał na sobie jeansów?

Jakkolwiek usytuowanie klasowe tej prozy ma swoje znaczenie, to w moim odczuciu jej wymiar jest dużo, dużo szerszy. Oparty na doświadczeniach Edwarda St Aubyna cykl powieści o Patricku Melrose opowiada o chłopcu z bogatej rodziny – ojciec z brytyjskich wyższych sfer, matka – dziedziczka amerykańskiej fortuny, wychowana w Europie, wśród arystokracji, dzieł sztuki w każdym z domów, w których spędzała dzieciństwo (jeden z nich, pod Paryżem, należał wcześniej do Edith Wharton). Patrick spędza dzieciństwo na południu Francji, w posiadłości Saint-Nazaire, w ciągłym strachu przed ojcem, który terroryzuje psychicznie i fizycznie Patricka i jego matkę, który gwałci swojego kilkuletniego syna na przestrzeni paru lat. Jako nastolatek, Patrick zostaje narkomanem, wielokrotnie jest na granicy życia i śmierci. Kolejne powieści opisują jego życie po odwyku, założenie rodziny, śmierć rodziców, próbę wydostania się z rodzinnej sztafety nieszczęścia i przekazywania trucizny z pokolenia na pokolenie.
Edward St Aubyn podejmuje się trudu transformacji doświadczeń koszmarnych w literaturę – w coś pięknego, niezwykle pięknie napisanego (w przedmowie napisanej w 2011 roku Zadie Smith czytamy: „Recenzowanie książek często wiąże się z cytowaniem, czyli przepisywaniem cudzych zdań. Zwykle jest to nużące zajęcie, w przypadku St Aubyna – to czysta przyjemność. Ach, te dwukropki, ta dyscyplina! Te rytmiczne, idealnie rozmieszczone przecinki, tworzące zdania dorodne i obfite, niemal się przelewające, a jednocześnie solidne, niegrożące zawaleniem. Czytanie ich jest jak dotykanie pięknego kawałka brokatowej tkaniny.”)
St Aubyn daje nam opowieść, która niesie ze sobą „jakąś nadzieję”, która może czytelnika ucieszyć, rozbawić. Bardzo ważne jest jego podejście do humoru. Książki St Aubyna są bardzo zabawne (fragment o domu Davida i Eleanor, obojga uzależnionych od alkoholu: „Wkrótce po ślubie zamknął swój gabinet lekarski. Przez chwilę była mowa o założeniu domu dla alkoholików finansowanego z jej środków. W pewnym sensie im się udało.”). Obecna jest w nich satyra (szczególnie widoczna w części „Jakaś nadzieja”, która opisuje przyjęcie wydane na cześć księżniczki Małgorzaty, czy też w postaci Nicholasa Pratta). Humor zauważa wielu krytyków i czytelników St Aubyna. Jednak nie używa on humoru jako środka znieczulającego. Jednym z najbardziej znanych cytatów z jego książek, który stał się już memem, jest: „Heroina to pikuś. Spróbuj odstawić ironię”. Jako chłopiec, Patrick ucieka przed ojcem, chowa się w zakamarkach lasu, który należy do posiadłości jego matki. „Nikt mnie tutaj nie znajdzie, pomyślał. I zaraz potem: co, jeśli nikt mnie tutaj nie znajdzie?”
Ironia jest właśnie dla Patricka kryjówką, próbą umknięcia, bycia w dwóch miejscach naraz. Lęk przed nie byciem odnalezionym, przed byciem niezrozumianym staje się kolejnym lękiem, przesłaniającym czasem powód ucieczki. St Aubyn pięknie o tym pisze: „Czuł się wyczerpany towarzyszącą mu przez całe życie potrzebą bycia w dwóch miejscach naraz: w swoim ciele i poza nim, na łóżku i na karniszu, w żyle i wewnątrz strzykawki, w oku zakrytym przepaską i w oku patrzącym na tę przepaskę: uciekał w nieświadomość przed koniecznością obserwacji, a potem chcąc nie chcąc, obserwował z obrzeża nieświadomości (…) chciał się uwolnić od asekuranckiej ironii i mówić to, co naprawdę myślał, ale to co naprawdę myślał, dawało się wyrazić jedyne za pomocą ironii”. To wszystko nie znaczy, że ironia ma być zakazana, mówi St Aubyn w jednym z wywiadów, lecz że jest fakultatywna. Przypomina mi się, co o ironii pisał Heinrich Boell w książce „Bilard o wpół do dziesiątej”:
„Ironia nie wystarcza i nigdy nie będzie wystarczać. Jest tylko narkotykiem dla uprzywilejowanych”. Patrick Melrose ujmuje to tak, gdy mówi o swoim ojcu: „Dostrzegał humor tam, gdzie go nie było. To nie jest poczucie humoru, tylko rodzaj okrucieństwa.”
Co ważne, St Aubyn nie użala się nad swoim bohaterem. Nie oskarża też innych bohaterów. Pokazuje wszystkich w ich kompleksowości. Eleanor, matka Patricka, dla której uległość stanowi wielką pokusę, która ma dobre chęci, lecz jej pasywność ma straszne konsekwencje. Mary – żona Patricka, oddana matka ich synów, która nie jest w stanie dać Patrickowi tyle uwagi, ile on potrzebuje. Podobnie jest z postaciami drugoplanowymi. Autor precyzyjnie obserwuje, ale nie ocenia. Jak sam zauważa, w jego powieściach panuje „demokracja uwięzienia” – wszyscy bohaterowie są zniewoleni z jakiegoś powodu. Uciekają od analizy samych siebie, szukają wymówek, substytutów, pocieszeń. Niektórzy są w tym groteskowi, jak Nancy – ciotka Patricka. Niektórym, w tym Patrickowi, udaje się uczynić pewien postęp w kierunku wolności.

Obok wolności, wielki tematem „Patricka Melrose” jest dom – schronienie, poczucie bezpieczeństwa. Dom, w którym wychowuje się Patrick – przepiękna posiadłość na południu Francji, niedaleko Lacoste jest miejscem, którego on nienawidzi, zarazem które fetyszyzuje, i które kocha. Kiedy po latach, ciężko chora matka Patricka decyduje się zapisać swoją posiadłość – Saint-Nazaire – new age’owej organizacji, Patrick obawia się, że straci zdrowie psychiczne, że popadnie w obłęd. Dla niego Saint-Nazaire jest tym, co brytyjski psychoanalityk i pediatra Donald Woods Winnicott nazywał „obiekt przejściowy” (i co czasem bywa ukochanym kocykiem albo zabawką dziecka). Ukochanym kocykiem Patricka jest ta posiadłość. St Aubyn pisze: „Eleanor oddała Saint-Nazare, ale przynajmniej najpierw mu ją podarowała, co prawda jako wielki substytut samej siebie, macierzystą krainę, która miała pokrywać jej braki. Cudowność tego miejsca była w pewnym sensie zdradliwą atrapą: wyciągnięte ku bezchmurnemu niebu gałęzie kwitnącego migdałowca, nie otwarte irysy, podobne do pędzli umoczonych w niebieskiej farbie, przezroczysta bursztynowa żywica brocząca ze stalowoszarej kory czereśni – wszystko to były atrapy, powinien przestać o tym myśleć. Dziecięca potrzeba bycia chronionym zbudowałaby sobie system z dowolnych materiałów będących pod ręką, choćby najbardziej dziwaczny i rytualny.”

Pieniądze, ich radykalnie nierówna dystrybucja, wydziedziczenia, moralne obciążenia spadków – to także ważne tematy cyklu powieściowego St Aubyna. O brytyjskiej arystokracji, gościach podczas przyjęcia wydanego na cześć księżniczki Małgorzaty, Patrick mówi tak: „Właśnie ten rodzaj ludzi otaczał mnie w dzieciństwie: sztywni i nudni, na pozór wyrafinowani, ale tak naprawdę głupi jak łabędzie.” Jego przyjaciel, Johny odpowiada: „To ostatni marksiści. Ostatni ludzie, którzy wierzą, że wszystko da się wyjaśnić w kategoriach klasowych. Nawet gdy Moskwa i Pekin odstąpią od tej doktryny, jeszcze długo będzie się miała świetnie pod namiotami Anglii.”
Pytany o to, dlaczego nie chciał napisać autobiografii zamiast powieści, Edward St Aubyn mówi, że to nie jest jego forma, że zawsze pociągała go forma powieści. Napisana z proustowską wrażliwością na szczegół, transformacyjna opowieść, przy pisaniu której cierpiał, pocił się, płakał – jest w moim odczuciu dowodem na siłę człowieka. St Aubyn nie robi publicznej wiwisekcji, ale też nie estetyzuje cierpienia. Kaszmirowe płaszcze nie zasłaniają istoty sprawy. Autor ofiarowuje nam swoje doświadczenie i swoją transformację. Ukazuje jakąś nadzieję. Ten skromny, powolny i niełatwy optymizm jest czymś bardzo potrzebnym, cenną alternatywą dla nihilizmu, który możemy znaleźć w wielu innych współczesnych powieściach.
„Obejrzałem pierwszy odcinek Melrose’a – świetny, ale czy dam radę obejrzeć drugi…?” – napisał mi w smsie kolega, któremu poleciłam ten serial. Miałam podobne wątpliwości po obejrzeniu pierwszego odcinka, ale potem obejrzałam kolejne i jestem zachwycona. Każdy odcinek jest miniaturą samą w sobie, przepiękne zdjęcia oddające światło południa Francji, czy pochmurnego Londynu, dialogi, które nie zostały zmienione przez scenarzystę – oddają precyzję St Aubyna (jak wtedy, gdy David Melrose, mówi o swojej żonie Eleanor: „Ładnie jej w różowym, prawda? Pasuje jej do oczu.”) Kreacje Jennifer Jason Leigh (Eleanor), Benedicta Cumberbatcha (Patrick) i Hugo Weavinga (David, ojciec) są wybitne. A Edward St Aubyn powiedział, że jednym z plusów powstania serialu, jest to, że na pytania „Czy Patrick Melrose to pan?” nie musi już odpowiadać „Tak”, tylko może mówić: „Nie, Patrick Melrose to Benedict Cumberbatch.”

Agnieszka Drotkiewicz

88

Edward St Aubyn
Patrick Melrose

Tłumaczenie: Łukasz Witczak
Wydawnictwo: W.A.B.

Agnieszka Drotkiewicz – pisarka. Autorka czterech powieści (Paris London Dachau, Dla mnie to samo, Teraz, Nieszpory) oraz zbiorów rozmów (dwa wspólnie z Anną Dziewit – Głośniej! Rozmowy z pisarkami, Teoria trutnia i inne; sama – Jeszcze dzisiaj nie usiadłam, Piano rysuje sufit). Przeprowadziła wywiad rzekę z Dorotą Masłowską pod tytułem Dusza światowa oraz rozmowę z Ewą Kuryluk Manhattan i Mała Wenecja. Jest także autorką dramatu Daleko od Wichrowych wzgórz. Była kuratorką i prowadzącą trzech cyklów spotkań literackich Daleko od Wichrowych Wzgórz w Teatrze Dramatycznym w Warszawie, Klubu Kreatywnego Czytania oraz Lesen znaczy czytać – współorganizowanego z Goethe Institut.