BukBuk © 2024

Innego końca świata nie będzie
– o „Potopie” Salci Hałas

Laureatka Nagrody Literackiej Gdynia napisała poemat o końcu świata. Językowy majstersztyk – przejmujący, niepokorny i dowcipny. Czym jest postęp, a czym upadek?  – „Potop” Salci Hałas to cierpliwe szukanie odpowiedzi w obliczu ekologicznej klęski i zaniku społecznych więzi. 

Gdyński Pekin, prowizoryczna dzielnica z przedwojennym rodowodem i zapierającym dech w piersiach widokiem na morze powoli kończy swój żywot. Zarówno w rzeczywistości, jak i w niezwykłym poemacie Salci Hałas. Burzenie osiedla biednych robotniczych domków w trybie „rewitalizacja poprzez likwidację” i rytmie „polka galopka reprywatyzacja” to tylko jeden z wielu naszkicowanych w tej wizjonerskiej książce końców świata. Wszystkie bowiem znaki na niebie i ziemi wskazują, że cała nasza rzeczywistość się rozpada, znika, kruszy i nieuchronnie zmierza do samounicestwienia. Ale żeby o tym wiedzieć, trzeba widzieć więcej i patrzeć uważniej. Tak, jak główne bohaterki poematu. 

Jest ich trzy: to Te, Które Wiedzą. Babka Szwajcerowa, czyli lokalna wiedźma, znachorka i wróżka, która najsilniej ze wszystkich wyczuwa apokaliptyczne znaki. Halina Pigułowa – narratorka, która całą historię o końcu świata przywołuje do życia i już na wstępie wyjaśnia, dlaczego jej opowieść zostanie przedstawiona w formie – jak głosi podtytuł – „poematu przewlekłego”. Przyczyna jest prosta: Halina jest przewlekle chora na serce i płuca, stąd problem z dłuższą wypowiedzią. „Te przerwy w tekście to przerwy na oddech.” I nie ma w tym nic dziwnego, bo to o czym opowiada Halina głębszego oddechu wymaga. I wreszcie obciążona klątwą Zośka Nadzieja, cudownie ocalała z gruzów zawalonego domu, która za dnia cierpi na depresję, a nocami rozwiesza w mieście reklamowe billboardy. 

Apokalipsa rozpoczyna się w Pekinie. Trzy gdyńskie wiedźmy czytają znaki z przedziwnych wypadków, martwych zwierząt, pękających rur w domach mieszkalnych czy zepsutej kosiarki. One wiedzą, choć mają świadomość, że tą wiedzą nie ma co się dzielić z innymi. Telewizja zrobi z nich wariatki, miejskie przedsiębiorstwo kanalizacyjne wzruszy tylko ramionami, a diaboliczny Przedstawiciel Dewelopera, odpowiedzialny za eksmisję mieszkańców, jedynie zaśmieje się sardonicznie, gdyż to on sam ponosi winę za serię  katastrof. Widzenia trzech kobiet mieszają się więc z siermiężną codziennością i obserwacją świata, który miotany podpaleniami i zalaniami powoli umiera. Kwiaty tracą zapach a zwierzęta instynkty, pogoda staje się nieprzewidywalna. To, co nadchodzi wyczytać można „z bezpośredniego wpatrywania się wprost w rzeczy same.”

Obok trzech wieszczek bohaterem poematu jest sam język, uszyty ze strzępków mitologii, baśni, poezji, języka blokowisk, współczesnego slangu, filozofii. Nie uciekający od trudnej prawdy, nazywający rzeczy po imieniu, pełen gniewu i bólu, wydobywający zarazem piękno z rzeczy prostych, pełen współczucia i przede wszystkim olbrzymiej czułości w stosunku do opisywanych bohaterek. Autorce udało się stworzyć unikatową, fascynującą mieszankę, której na próżno szukać we współczesnej polskiej literaturze. 

Salcia Hałas pojawiła się na polskiej scenie literackiej w 2017 roku i z miejsca ją podbiła, zdobywając za swoją powieść „Pieczeń dla Amfy” jedno z najbardziej prestiżowych wyróżnień: Nagrodę Literacką Gdynia. Na domiar złego jej książka została nominowana również do Nagrody Literackiej im. Witolda Gombrowicza. Po takim debiucie łatwo stracić impet i ugiąć się pod ciężarem oczekiwań. Jednak pochodzącej z Przemyśla autorce udało się napisać kolejną książkę, która odsłania nowe możliwości jej pióra, jednocześnie nie odcinając się od debiutanckiego dzieła. 

„Potop” ta poemat ulepiony z czarów, magii i mitologii wymieszanych z brudem, i znojem dnia codziennego ludzi żyjących na uboczu, żyjacych w świecie, który uporczywie trwa na marginesie tzw. postępu. Rytm opowieści wyznaczają krótkie rozdziały domykane niekiedy powtarzającymi się jak refren frazami, takimi jak ta o wężu Uroborosie: „Ale babka Szwajcerowa mówi, / że początek jest końcem, / a zdarzenia mają charakter kolisty. / Zaś czas to wąż Uroboros, który gryzie własny ogon.” Bo w „Potopie” mieszają się płynnie dwa porządki: cielesnej, mięsistej rzeczywistości z jej podszewką – pełną baśniowego uroku i porywającego wariactwa. To poetycka proza, która pod warstwą opowieści o umierającym osiedlu i jego niezwykłych mieszkańcach kryje filozoficzną przypowieść o naturze rzeczy.

Jest w tej gdyńskiej opowieści niewyobrażalna ilość dziwacznego uroku, czułości spojrzenia i filozoficznej mądrości, które udowadniają, że magią podszyta jest cała nasza rzeczywistość. Tak, jak w wierszu Czesława Miłosza: pszczoła krąży nad kwiatem nasturcji, a pijak zasypia na brzegu trawnika. Innego końca świata nie będzie.

Recenzja własna Wydawnictwa.

Potop
Salcia Hałas
W.A.B.